Obrzeża Magnolii, las. Dom Porlyusici.
Przy okrągłym stole siedziały dwie kobiety. Lucy, a naprzeciwko niej Mira. Promienie słońca, które cienkimi smugami wpadały przez okno oświetlały twarz blondynki. Czuła delikatne, przyjemne ciepło na swoich policzkach. Nie było ono w prawdzie tak cudowne, jak ciepło, które ofiarował jej pewien chłopak. W palcach prawej dłoni trzymała ucho od kubka, w którym była zimna herbata. Wpatrywała się w napój, czasami tylko spoglądając na starszą kobietę, szykującą kolejne lekarstwo dla jej nieprzytomnej przyjaciółki. Mirajane z kolei cichutko stukała paznokciami o mebel przy którym siedziała. Bialutkie włosy otulały jej szyję i ramiona. Delikatnie się unosiły za każdym razem, kiedy obok przeszła starsza kobieta. Wpatrywała się w wazon, stojący na środku stołu. Przyglądała się płatkom szkarłatnych różyczek, które jeszcze nie rozkwitły, tym samym nie okazując w pełni swej zachwycającej natury. Porlyusica zajęła w końcu miejsce przy swych towarzyszkach, z głośnym westchnięciem. Mira wnioskowała z jej miny, że jest już bardzo zmęczona. Ona sama najchętniej okryła by się pierzyną w swoim wygodnym łóżku. Różowowłosa spojrzała na Heartfilię, która skinęła subtelnie głową. Staruszka odchrząknęła i spojrzała poważnie na Strauss, zaczynając swój wywód.
- Jellal nie może się o tym dowiedzieć. - Zaczęła. Białowłosa spojrzała na nią, marszcząc brwi.
- Dlaczego ukrywacie przed nim, że Erza żyje? - Zapytała.
- Ponieważ szansę na jej wybudzenie wynoszą zaledwie 50%. Poza tym, nawet jeśli się wybudzi to nie wiemy kiedy. - Różowowłosa przejechała po łuku brwiowym palcami z utrapieniem. Strauss opuściła głowę, a wtedy do głosu doszła trzecia kobieta.
- Gdyby przez kilka lat łudził się, że Erza przeżyje, po czym dowiedział, że nie wywalczyła sobie powrotu ze śpiączki... - Lucy zagryzła wargę. - Sama rozumiesz. - No tak. Mogła się wybudzić. Mogła, nie musiała.
- Czemu tutaj jestem? - Mirajane wlepiła niebieskie oczy w panią medyk.
- Od pół roku dostajemy od niej sygnały, które prawdopodobnie świadczą o tym, że jest wszystkiego świadoma. Już wcześniej przykładowo zdarzało się, że otwarła na ułamek sekundy oczy...
- Kiedy mówiłam do Erzy, trzymając jej dłoń Ona poruszyła palcami. Zrobiła to już parę razy. - Wtrąciła Lucy. - Obie mamy nadzieję, że daje nam powody do tego, abyśmy były gotowe na jej przebudzenie. Od tamtej pory rozmawiamy do niej częściej, zdajemy jej relacje z tego co dzieje się w gildii, czy jak zmienia się Magnolia, ale... Nigdy nie poruszamy tematu Jellala albo Namidy. - Heartfilia westchnęła głęboko, otulając w dłoniach kubek z zimnym napojem. Upiła łyk zielonej herbaty i posłała Strauss uśmiech zmęczonej, ale szczęśliwej osoby. - Ulżyło mi, że mogłam Ci o tym w końcu powiedzieć. Natsu nie potrafiłby tego zrozumieć, a na Ciebie wiem, że mogę liczyć. - Dokończyła. Porlyusica nie wtrącała się jej w słowo, tylko bacznie przyglądała jej słuchaczce.
- Rozumiem. - Kiwnęła głową Mira i spojrzała poważnie na staruszkę. - Ale dalej mi nie wyjaśniłyście po co jestem Wam potrzebna.
- Nie nam. - Skwitowała Edolańska Grandine, przymykając oczy. - Jesteś potrzebna Scarlet. Prócz Jellala to Ty najlepiej znasz jej córkę. Pomagasz mu w wychowaniu Namidy od dnia jej narodzin. Chcemy, żebyś stopniowo wprowadzała Erzę w świadomość tego, że ma dziecko. Córkę, która razem z jej niedoszłym mężem każdego dnia o niej myślą. Ludzi, którzy każdego dnia za nią tęsknią.
- Sądzisz, że dzięki temu się wybudzi ze śpiączki? - Strauss poczuła nadzieję, rodzącą się głęboko w jej sercu. Uśmiechnęła się słabo. Lucy kiwnęła zdecydowanie głową. Bezgranicznie wierzyła w to, że Tytania się przebudzi. Białowłosa zakryła zmęczoną twarz w dłoniach. Na prawdę tego dnia nie miała już na nic siły.
Kiedy Mirajane wyszła z domu Porlyusici niebo było wysłane gwiazdami. Z jej różowych ust wydobyło się zmęczone westchnienie. Ruszyła przez gęsty las, pod nosem cichutko nucąc melodię. Czas płynął jej wolno. Miała wrażenie, jakby ciągnęła za sobą dwa ciężarki, a to tylko utrudniało dotarcie do domu w spokoju. Przymknęła powieki, z rozmarzeniem się uśmiechając. Ten dzień był pełen niespodzianek. Nadal nie potrafię uwierzyć w to, że Erza na prawdę żyje... Myśląc o tym wszystkim, co stało się zaledwie parę godzin temu dziewczyna nie zauważyła obalonego drzewa. Wpadła na nie i aż syknęła z bólu, cofając się, a przy okazji rozmasowując piszczel. W ciągu paru sekund straciła poczucie czasu. Spojrzała na rozgwieżdżone niebo i księżyc, w kształcie półkola. Nagle zamrugała gwałtownie oczami i wtedy spostrzegła, że jest na miejscu. Szerokim krokiem obeszła obalone drzewo, a później wbiegła na kamienną ścieżkę, prowadzącą prosto do Żeńskiego Akademika Fairy Tail.
Kiedy Mirajane wyszła z domu Porlyusici niebo było wysłane gwiazdami. Z jej różowych ust wydobyło się zmęczone westchnienie. Ruszyła przez gęsty las, pod nosem cichutko nucąc melodię. Czas płynął jej wolno. Miała wrażenie, jakby ciągnęła za sobą dwa ciężarki, a to tylko utrudniało dotarcie do domu w spokoju. Przymknęła powieki, z rozmarzeniem się uśmiechając. Ten dzień był pełen niespodzianek. Nadal nie potrafię uwierzyć w to, że Erza na prawdę żyje... Myśląc o tym wszystkim, co stało się zaledwie parę godzin temu dziewczyna nie zauważyła obalonego drzewa. Wpadła na nie i aż syknęła z bólu, cofając się, a przy okazji rozmasowując piszczel. W ciągu paru sekund straciła poczucie czasu. Spojrzała na rozgwieżdżone niebo i księżyc, w kształcie półkola. Nagle zamrugała gwałtownie oczami i wtedy spostrzegła, że jest na miejscu. Szerokim krokiem obeszła obalone drzewo, a później wbiegła na kamienną ścieżkę, prowadzącą prosto do Żeńskiego Akademika Fairy Tail.
Godzina 02:07, Magnolia.
Śnił głęboko, a początkiem choroby - sen. Stał w progu pomieszczenia, będącego pod budynkiem ich gildii. Czuł się zupełnie tak, jakby w tym momencie ktoś za pomocą magii przeniósł go w czasie. Jakby ktoś bezlitośnie, zacierając ręce znów kazał mu to wszystko przeżywać. Rozpoznał to miejsce. Czuł jak narastała w nim adrenalina, a mimo to - nogi stały w miejscu. Chciał nimi poruszyć, krzycząc z całych sił:
- Rusz się..! - Nie mógł. Tak, jakby ktoś solidnymi gwoździami wbił jego stopy do podłogi. Szarpał się, miotał jak opętany i nic. Ani kroku. - Kurwa!
- Erza, trzymaj się! Słyszysz?! Nie możesz... Nie możesz u-umierać... - Kiedy usłyszał te słowa to, choć z całego serca pragnął więcej tego nie oglądać, skierował spojrzenie przed siebie. W jego szeroko otwartych oczach ciemne źrenice maksymalnie się zmniejszyły. Zaniemówił. Lucy gładziła lekko zaróżowiony policzek Erzy. Tytania leżała z głową w jej kolanach, z zamkniętymi oczami i siniejącymi ustami. Nieprzytomna.
Wydał z siebie cichy dźwięk, który przypominał szloch małego dziecka.
- Ona nie umarła! Ona żyje! - Jak w transie, niczym drapieżna bestia próbował wydostać się z progu, przybiec do niej, ale na nic. Darł się tak głośno jak było to możliwe, ale... Do nikogo to nie docierało... Lucy go nie słyszała... Nie słyszał go Natsu, który sprawczynię ów tragedii zawistnie doprowadzał do stanu nieuchronnej śmierci. Wymachiwał rękami, próbował za ich pomocom oderwać stopy od ziemi, ale nie potrafił. - Kurwa mać! - Powoli adrenalina ustępowała depresyjnemu rozpaczaniu. Jego serce pękało na pół. Ze łzami w oczach uderzał pięściami w kamienną ścianę, z całych sił. Krew pokryła jego kostki w potężnych dłoniach, ale to nie uśmierzyło jego prawdziwego bólu. Nie był w stanie zaznać ukojenia, już nigdy go nie zazna. Wiedział.
- ERZAAAA! - Piskliwy krzyk Heartfili, który pod koniec gwałtownie się załamał znów nakazał mu spojrzeć w tamtą stronę. Delikatna ręka Tytani opadła bezwładnie na podłogę, wyślizgując się z dłoni kochanej przyjaciółki.
- Zabierzcie ją do Porlyusici! Już! Teraz! - Wrzeszczał ochryple, ale wciąż nikt go nie słyszał. Złapał się za głowę, był w stanie powyrywać sobie z niej wszystkie włosy. - Zdążycie, Lucy! ZABIERZ JĄ STĄD! - Nie reagowała. Nie potrafił głośniej, co miał zrobić?! Opadł na kolana, wbijając pokrwawione pięści w podłogę, tym samym robiąc w niej duże zagłębienie. Jego oczy były przepełnione łzami, wszystko widział jak przez mgłę. Trzęsące się ręce uniósł i powoli wyprostował. Zacisnął mocno powieki, sycząc pod nosem, ból połamanych kości u rąk dawał się we znaki. Drżące ręce, otulone przez krew. - Szkarłat... - Szepnął pod nosem, wpatrując się w stróżki krwi. Wolno płynęły po jego nadgarstkach, a później kropelka po kropelce rozbryzgiwały się na jego spodniach, zostawiając po sobie wielkie plamy. Zachłysnął się. Zachłysnął się swoim szczęściem. Spacerami w promieniach słońca, jej bliskością, zachłysnął się miłością do niej. A teraz nie mógł tego przetrwać. Ona ginęła na jego oczach. Co roku, gdy nadchodziła rocznica jej śmierci, On śnił. Od siedmiu lat listopad przypominał mu o tym dniu.
- Naaaaaaaaaatsu! - Kolejny wrzask Lucy. Blondynka odchyliła głowę w tył, pogrążając się w zatrważającym płaczu. Dopiero wtedy Dragneel odwrócił głowę i dostrzegł, że jego przyjaciółka na prawdę umiera. Potykając się o własne nogi podbiegł do niej i padł na kolana, łapiąc za chłodne dłonie. Siedem lat temu wbiegł w miejsce wydarzeń w tym momencie. W snach również, dopiero teraz świadomość go wypuszczała z szyderczego uścisku. Umysł płatał figle, mieszając w jego wspomnieniach.
- ERZA! - Wystartował z miejsca, szybko i zwinnie jak gepard. Lucy i Natsu wstrzymali oddech, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Blondynka przyłożyła opuszki drżących palców do ust, a łzy jak wodospad płynęły po jej bladej twarzy. Mężczyzna bez chwili zwłoki wziął swą ukochaną na ręce, z cichym łkaniem. Natsu podniósł się z ziemi i wpatrywał się w to wszystko, jakby stał przed nim duch. Ręce i nogi kobiety wisiały w powietrzu, głowę miała odchyloną bezwładnie w tył. Jej długie, szkarłatne włosy przesłaniały jej oczy i mieszały się z zaschniętą krwią na jej skroni. Nie mógł tego znieść, ten widok rozrywał jego serce! Zacisnął zęby i znów spróbował poruszyć nogami, nie mógł. Nie potrafił!
- Natsu! - Rozglądał się dookoła, gotów był zrobić wszystko, byle tylko Salamander zabrał jego najdroższą do Porlyusici, ale... Wokół już nikogo nie było...
Śnisz Ty i śni Ona. Śnicie razem. Podpowiedział głos w jego głowie, sprawiając tym samym, że zerwał się jak poparzony z łóżka. Głośno dysząc przetarł zaspane oczy i rozbieganym spojrzeniem upewnił się, że jest w swym domu. Z czasem jego oddech powoli zaczął się uspokajać. Usiadł na łóżku i przetarł dłońmi zmęczoną twarz.
- Już niebawem. - Mruknął do siebie i pokręcił głową.
- Co niebawem? - Zapytała mała postać, w progu pokoju. Jellal zmrużył oczy, a po chwili wzniósł kąciki ust.
- Nie powinnaś o tej godzinie spać? - Zapytał, oświetlając w pokoju lampkę. Namida trzymała starego, pluszowego miśka, przyglądając mu się niemrawo. Ziewnęła przeciągle, a później usiadła na skraju jego łóżka.
- A Ty? - Mężczyzna został bez słowa. Nie spodziewałem się, że Mirajane Cię tak szkoli. Zamyśliwszy się spojrzał na wskazówki zegara. Wskazywały środek nocy.
- Kakao? - Zerknął na dziewczynkę, która słysząc to "magiczne" słowo niemal oszalała z radości.
- Hai! - Podniosła się nagle z jego łóżka i razem z ulubionym pluszakiem popędziła do kuchni. Poszedł za nią, a niech ich kakaowej tradycji stanie się zadość. Niegdyś był to jedyny sposób, by Namida mogła w spokoju usnąć. Zwykle Mirajane go za to karciła, powtarzając, że nie powinien jej uczyć picia kakao w środku nocy.
Podziemia domu Porlyusici.
Staruszka krzątała się po pomieszczeniu, szykując na jutrzejszy ranek ostatnie leki dla Scarlet. Sama również była wykończona przebiegiem ostatniego dnia. Opadła na krzesło, stojące przy łóżku jej pacjentki. Westchnęła ciężko, przyglądając się jej uważnie.
- Na co czekasz? Dosyć czasu już minęło. Koniec tego wiecznego śnienia. - Wymamrotała i wzięła w dłoń drobne pudełeczko z szafki. Otwarła je i ujęła drogocenny przedmiot palcami. - Czeka na Ciebie coś ważnego. - Dodała, przyglądając się jej złotej obrączce, przeplatanej srebrnym pasem. Zerknęła na jej spokojną twarz. - Nie zawiedź go.
Wstała z krzesła i odłożyła jej obrączkę do małego pudełeczka. Wierzyła, że właścicielka biżuterii już niebawem włoży ją ponownie na palec. Zgasiła świecę i wyszła z pomieszczenia, zamykając drzwi.
Z samego rana wyruszyła do gildii, aby sprawdzić, czy działo się coś nowego podczas jej nieobecności. Skoro Jellal wrócił z misji to nie musiała opiekować się Namidą, a Kiana obiecała, że ogarnie wszystko samodzielnie tego dnia. Już miała wkroczyć na leśną ścieżkę, gdy do jej uszu dobiegł potężny, męski głos.
- Siostrzyczko! - Elfman stał tuż za nią, z zakłopotanym uśmiechem. Obok maga był niski chłopiec, z białym irokezem.
- Och, Elfman! - Mira położyła dłoń na policzku z ciepłym uśmiechem. - Witajcie.
- Jak zawsze czuła. To takie męskie. - Stwierdził umięśniony mężczyzna. Chłopak w irokezie poprawił okulary i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Tato, ciocia jest kobietą. - Skwitował z politowaniem.
- Eto, mogłabyś... Mogłabyś zająć się dziś Kaiem? Wiesz, chciałem przyszykować coś specjalnego dla Eve z okazji 5 rocznicy ślubu... Chcę żeby to było takie męskie. - Mężczyzna przejechał ręką po karku ze strapieniem na twarzy. Strauss uwielbiała zajmować się synem swego brata. Mimo tego, że bywał czasami arogancki, co uważała, że odziedziczył po matce, kochała go.
- Przykro mi Elfman, ale dzisiaj jestem bardzo zajęta. Nie dam rady Ci pomóc... - Zmarszczyła brwi i poczuła jak ogarniają ją wyrzuty sumienia, gdy jej brat westchnął z rezygnacją. Kochał Eve tak bardzo i mimo pięcioletniego małżeństwa wciąż zabiegał o jej względy, to było takie urocze! Białowłosa rozkleiła się, zakrywając twarz w dłoniach.
- Gomenasai! - Wyłkała, pożerana przez poczucie winy. Elfman i Kai w panice nie wiedzieli co zrobić. Przytulić ją? Powiedzieć coś? A może uciec!? Co teraz!?
- Nee-chan, nie płacz, błagam! To nie jest męskie! - Wycedził mężczyzna z rozpaczą wymalowaną na twarzy. Do tego wszystkiego doszła jeszcze blondynka.
- Ohayo! - Lucy pomachała ręką przyjaciołom i spojrzała na Mirę, perfekcyjnie udając zaskoczenie. W gruncie rzeczy przyszła tu celowo. Wiedziała, że ją tu znajdzie. - Mirajane! Jak dobrze, że Cię widzę! Chodź chodź, musimy prędko zgłosić się do Porlyusici, podobno potrzebuje naszej pomocy! - Strauss spojrzeli na nią otumanieni. W tym czasie Heartfilia złapała nadgarstek przyjaciółki i biegiem ruszyła w głąb lasu. Obie znikły z pola widzenia młodych mężczyzn, a Ci dalej stali jak wbici w ziemię.
- To było... Dziwne... - Stwierdził Kai.
- Tak. Zdecydowanie NIE męskie. - odpowiedział mu ojciec, po czym ponownie udali się do gildii.
- Ufff, dziękuję Ci... - Wyszeptała białowłosa, a blondynka puściła jej oczko, zwalniając tempa.
- Więc to tam chodzisz każdego ranka. Natsu nigdy nie miał nic przeciwko? - Spojrzała na nią. Od siedmiu lat każdego ranka znikała i jej partner się nie zorientował?
- Wiesz, to jest Natsu. Poza tym zwykle z samego rana pędzi do gildii i nawet nie wie, że nie ma mnie w domu. - Uśmiechnęła się słabo i odetchnęła.
Pierwszym, co zrobiła po wstaniu to było ubranie się. Później zjadła skromne śniadanie i zabierając kilka ziół otwarła drzwi, prowadzące w podziemia jej domku. Nie zamykała ich, gdyż zraz miała przyjść Lucy.
Zeszła leniwie po ciągnących się, kamiennych schodach i w końcu, po przejściu kolejnych drzwi znalazła się w pomieszczeniu, gdzie spała Erza. Zatrzymała się przy szafce i spojrzała na nią z westchnięciem.
- Porlyusica! - Usłyszała za sobą głos Lucy. Dziewczyna, wraz z Mirajane stanęły obok niej, przyglądając się miksturom. Starsza kobieta podała Heartfili jedną z nich.
- Podaj jej to. - Zarządziła stanowczo. - A Ty natrzesz jej szyję i policzki tym ziołem. - Dodała, dając roślinę w delikatne dłonie białowłosej. Obie zerknęły na nią, subtelnie się uśmiechając. Różowowłosa przyglądała się im bez wyrazu, po czym syknęła pod nosem. - Wynocha mi stąd! Nienawidzę ludzi!
- H-hai... - Odpowiedziały równocześnie. Mira i Lucy cofnęły się o krok w tył i z zakłopotanym uśmiechem podeszły do Scarlet.
Blondynka uniosła jej głowę i podała jej ostrożnie napój. Przy okazji wspomniała jej o tym, co widziała tego ranka.
- Gray zdaje się dał Juvi szansę. Szli dziś razem w kierunku gildii i choć to Juvia trzymała go pod ramię to Gray się nie sprzeciwiał. Co więcej, wyglądał nawet na zadowolonego.
- Yare yare. Wygląda na to, że mamy kolejnych zakochanych! - Skwitowała Mircia, przykładając dłoń do policzka z uśmiechem. - Oby im się wiodło. Tak jak Tobie i Natsu! - Dodała, a widząc, że przyjaciółka skończyła podawanie leku wzięła zioło, przejeżdżając nim po karku Tytani.
Mogłaby przysiąc, że nacierała delikatnie, a jednak głowa Erzy odwróciła się w prawo. Z lekka zdezorientowana zabrała rękę, a jej towarzyszki spojrzały na nią pytająco.
- Coś nie tak? - Mirajane spojrzała na nie kryjąc zdenerwowanie, uśmiechnęła się, kręcąc głową.
- Wszystko w porządku.
Porlyusica spojrzała porozumiewawczo na Lucy.
- Wiesz, musimy przejść się na targowisko po parę ziół, bo się kończą. Może nas trochę nie być... - Zaczęła blondynka, przejeżdżając dłonią po ramieniu.
- Zajmij się Erzą. - Skwitowała staruszka, a później razem z Heartfilią opuściły podziemia i jej dom.
- To dziś? - Zapytała Lucy.
- Blisko. - Porlyusica zmrużyła oczy, pogrążając się w otchłani przemyśleń. Miejmy nadzieję.
- To dziś? - Zapytała Lucy.
- Blisko. - Porlyusica zmrużyła oczy, pogrążając się w otchłani przemyśleń. Miejmy nadzieję.
- Minęło grubo ponad pół dnia, a One dalej nie wróciły. - Kobieta westchnęła i spojrzała na śpiącą przyjaciółkę. W tym czasie zdążyła jej opowiedzieć o tym, że na jej przebudzenie czeka pewna malutka osoba. - Wracając do tematu, dorobiłaś się prawdziwego skarbu, Erzo. I dlatego musisz się w końcu wybudzić z tej śpiączki... - Odgarnęła delikatnie grzywkę z jej oczu i pogładziła jej policzek. Ucałowała delikatnie czoło szkarłatnowłosej i cichutko westchnęła. - Nie bój się. Wszyscy na Ciebie czekamy. Obiecuję... Daję słowo, że Ci pomogę przejść przez to wszystko! - Mirajane, pewna siebie uniosła wysoko kąciki ust. Mówiąc te wszystkie słowa do Scarlet podpierała na duchu również samą siebie. Wstała z krzesła i ruszyła kamiennymi schodami w górę. Podziemia były chłodne, poza tym liczyła na to, że Porlyusica ma u góry czarną herbatę.
Bogom wolno rzucać kostką
Ich umysły są tak zimne jak lód
I ktoś tutaj na dole
Traci kogoś ważnego
Zwycięzca bierze wszystko
Przegrany musi upaść
To jest zwyczajnie proste
Czy powinnam narzekać?
Mogę śmiało powiedzieć, że pędzę nieco z biegiem wydarzeń. Chcę Was jeszcze czymś zaskoczyć. Nie do końca możecie czuć się bezpieczni. Moje durne pomysły czyhają na Was w tym opowiadaniu, więc poważnie przemyślcie, czy chcecie dalej w nie brnąć. Poza tym jestem bardzo niezadowolona z rozdziału. Ostatecznie zawiodłam samą siebie, gdyż zamiast ubrać mój pomysł w dostojny garnitur to odziałam go w jakieś robocze łachmany... Oby następnym razem było lepiej...
Ale następnego razu nie doczekacie się tak szybko. Raczej. Czerwiec szykuje mi jeszcze kilka niespodzianek, takich jak występ na 30-leciu pewnego klubu kulturowego, dentystę... ;-; Nie wiem co dalej ze mną będzie. Trzymajcie kciuki. Ja w przeciwieństwie do Jellal'a nie mam nic do listopada, za to nienawidzę czerwców. ;_; Przepraszam Was jeszcze za ewentualne błędy. Jeśli takowe się znajdą to postaram się ich pozbyć jak najprędzej.
Pozdrawiam, Happy. ♥
Pierwsza ale komentarz mogę napisać dopiero jutro
OdpowiedzUsuń...boze, jakbym była w domu, to bym sie pewnie poryczala ;-;... Ale ja jestem w szkole i oglądam śmieszny filmik ;-;... Jezu, Jellal, trzymaj sie ;-;... No i Namida... Założę sie, ze Namida słyszała jak krzyczał... Biedne dziecko...
OdpowiedzUsuńTen fragmet z obrączką mnie rozbił na kawałeczki ;-;...
Ale najgorsze ze wszystkiego było:
"Śnisz Ty i śni Ona. Śnicie razem."
...*depresja*...
Mircia... Postaraj sie, prosze... Wez jej pomóż, no ;-;... Lucyna lata tam codziennie rano... Juz od tylu lat... Porlyusica tak samo, całymi dniami z nia pewnie siedzi... Niby jej nie lubi, ale nie oszukujmy sie, jest dla niej jak córka/wnuchka(?)...
...Erza, no! Wez sie w garść, do cholery! Tytania, a śpi juz siedem cholernych lat?! Dobra, rozumiem, każdy ma chwile słabości, ale Jellal tam na ciebie czeka! I ma najlepszy prezent jaki tylko mogłaś sobie wymarzyć! Juz mi zapier*alaj do żywych!
...*wdech*...*wydech*...
...;-;...
Happy, rozumiem, tez mam duzo roboty, bo szkoła, egzaminy itd, ale prosze, błagam, postaraj sie dodać cos w miare szybko... Pomysł na historie masz oryginalny, ciekawy i jeszcze swietnie i prawdziwie opisany. Dzisiaj na przykład, tak śmierdzi deprechą, ze przesiaklam tym zapachem i bede zdepresowana do jutra ;-;...
Powodzenia, weny do pisania, wolnego czasu i do nexta ;-;
A teraz daje telefon Gazeli, niech poczyta i tez sie załamie. MUAHAHAHAHA! Pa :3
Och. Trzecia... ;(
OdpowiedzUsuńPrzepraszam ale skomentuje jutro jak będę miała chwilę czasu bo teraz padam na mordkę -_-
~Ja ne! :3
Świetne. No poprostu... Ryczę x.x
OdpowiedzUsuńMai: Jak to by powiedział Elfman- To nie jest męskie!
Ale ja jestem dziewczyną ._.
Mai:No nic... Mamy nadzieję, że Erza się wkrótce obudzi, bo biedny Jelall ma koszmary ;<
Przesyłamy kontenery weny!
Pozdro Neko Echia i Mai Musicrose
świetny rozdział,czekam na kolejny :3
OdpowiedzUsuńWeny, Naravi
To było epickie i takie kawaii i feelsy i aasdfghjkl ;_____;
OdpowiedzUsuńChyba założę niedługo twój fanclub bo cię uwielbiam za ten rozdział.
Weny życzę,truskawkowego sernika czy coś żebyś dalej tak świetnie pisała(świetnie i o czymś inteligentnym a nie jak ja cały ff romans o drapaczkach do pleców xDDD)
Erza rusz dupę w troki i wracaj do żywych ! Jellal jest twardy ale jest tylko człowiekiem. On też ma pewne granice i niedługo naprawdę się załamie ;-; A ja razem z nim jeżeli z tego wybudzenia nic nie wyjdzie .... ;____;
OdpowiedzUsuńW dodatku Namida na pewno słyszała krzyk swojego taty. Najgorsze jest kiedy bliskie ci osoby cierpią a ty nie możesz nic z tym zrobić ;--;
Ta cierpliwość i nadzieja są TAKIE MĘSKIE. Tak, nie wiem dlaczego ale lubię kiedy Elfman to mówi. Mira, Lucy i Porlyusicia też są MĘSKIE.
I ten pierścionek po prostu .... ;_________________; *DEPRESJA*
Przez ciebie za bardzo nadużywam tego znaku ----> ;-; i Caps Locka .____.
Sadness everywhere x.x
Nie wiem w jaki sposób określić to jak bardzo prawie się tu rozkleiłam przez ten wszechobecny smutek, żal i ból, więc to co napisałam wyżej musi wystarczyć
Mimo tego zapracowanego czerwca, mam nadzieję, że jak najszybciej napiszesz rozdział :D
ŚLĘ WEEEEENYYYYY *wena sobie leci*
Ojeje~! *^*
Usuń*Cap wenę w łapki*
Moje, nie puszczę, piszę. Do przyszłego tygodnia postaram się z tym uwinąć.
Arigatou. <3
O cholera! To było naprawdę mocne! Czytałam wszystko jednym tchem. Idealnie opisałaś uczucia bohaterów. Ta nadzieja Mirajane i smutek Jellala... I czy Lucy twierdzi, że Natsu jest tępy? Elfman ze swoją męskością rozwala system, nie sądziłam, że może być takim cuuuudooownym mężem.
OdpowiedzUsuńKakao, kakao, kakao, kakao ;3
Erza niedługo się przebudzi, prawda? Poczekamy jeszcze ze trzy rozdziały, może cztery...
Wcale nie gonisz z akcją. Piszesz wręcz idealnie, nie przynudzasz, ani nie zasuwasz do przodu jakby Cię psy goniły. Naprawdę fajnie się to czyta.
Wiem, że komentarz trochę chaotyczny, ale pochodzi od serca, więc chyba mi to przebaczysz.
Kakao, kakao, kakao. Aż pójdę sobie zrobić kakao, kakao, kakao. Ty chcesz, żebym była gruba, nie?
Życzę duuuużżżżoooo weny ;*
Witam.
OdpowiedzUsuńTrafiłam na twój blog całkiem przypadkowo, ale do końca przeczytałam ten rozdział, który bardzo mi się spodobał. Wzruszyło mnie ta cała śpiączka Erzy i jak Mira oraz Lucy się nią opiekowali... mam nadzieję, że ona wkrótce się przebudzi chociaż szczerze powiedziawszy wątpię w to... z śpiączki bardzo trudno się wybudzić. Jelall... współczuję mu... musi mu być naprawdę ciężko.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
Moja kochana Happy, wybacz mi, że przychodzę czytać tu (na kolanach!) tak późno. Ale czerwiec, to naprawdę bardzo zły miesiąc, bo tyle się dzieje, a mogłabym wymieniać i wymieniać. Czas był to na podciąganie ocen, jeżdzenie po przyszłych szkołach, bal absolwentów, bierzmowanie (jutro lub w sumie już dzisiaj, eh) i ogniska! Tak, wszystkim się zachciało ognisk.
OdpowiedzUsuńDlatego przepraszam i mam nadzieję, że szybko mi wybaczysz :c
Nie wiem skąd wytrzasnęłaś taki pomysł, ale jest genialny. Bardzo genialny. No bo pomysły skądś się w końcu biorą, prawda? Pofilozofujmy (tak po północy, a co!). Bo przecież pomysły skądś się biorą, na przykład pomysły na kolejne rozdziały, czy one-shoty. Ale przecież pomysł na blga to już poważniejsza sprawa, bo to ważne i na podstawie tego wielkiego pomysłu powstaje cały blog. Więc powiedz mi jak powstał Twój pomysł! Bo ja na przykład siedziałam na informatyce i patrzyłam w okno i tak wszystko się zaczęło :3
Boże, gadam straszne głupoty, wiem, przepraszam, ale jestem strasznie zmęczona. I oczywiście uparłam się, że skomentuję dziś.
Nie pozwalam Ci usunąć tego bloga, choćby nie wiem co. ROZUMIEMY SIĘ? Bo wtedy ja też przyjdę i dostaniesz. I już nie karton weny od Tomoe. Jak Cię przełożę przez kolano, to tylko raz, o!
A tak w ogóle to tęskniłam bardzo <3
To nie ma nic do rzeczy, wiem <3
Jeśli to działo się siedem lat temu, to znaczy, że Jellal ma teraz... no tak dodając im rok na związek i rok na pieprzenie się i zajście w ciążę... To Jellal ma teraz 36 lat? ;-;
Jezu, przecież to już prawie 40. PRZECIEŻ ON MUSI MIEĆ ZMARSZCZKI.
I JEST BIEDNY.
I MA NIEBIESKIE WŁOSY.
I COŚ NA TWARZY ;____;
No, i bachora na wychowaniu, biedny Jellal xD
I nie mów, że Ci dramatyzm (czy da się to tak odmienić? XD) nie wychodzi, bo mnie to aż się serce kraje. I zrobiłaś mi straszną ochotę na kakao, jak mogłaś :c
Dobra, dobra, kończę ten bezsensowny wywód.
Chyba idę spać. Tomoe i Ran pozdrawiają <3
I wysyłają buziaczki <3
I wenki <3
Ajajajaja! Ten koszmar powinnien być straszny... Ale ja jeatem dziwna xD i nie zaczaiłam, że to koszmar i się zdenerwowałam na Jellala że się euszyć nie może xD ale potem zczaiłam i.. To takie smutne. Nie dosc, że wszyscy w okół po 'śmierci' Erzy się zmienili,a tym samym przypominają że coś jest nie tak to ma jeszcze tak cholernie podobną do matki córke... I te pieprzone realistyczne sny T.T biedaczek.
OdpowiedzUsuńFragment z Elfmanem, Kaiem i Lucy obłędny! Taki krótki a tak mi się śmiać chciało xD
Erzuś no! Wstawaj! To Natsu jest od wejść smoka w Fairy Tail xD
Wspaniałe :3
Przepraszam za wszelkie błędy, ale piszę z telefonu :c
Usuń