Więc powiłam córkę, która nosi imię Namida...
- Myślę, że najodpowiedniejsze imię przyjdzie samo. Ono będzie wywodzić się z tych wszystkich odczuć, które będą Nam towarzyszyć w chwili narodzin dziecka. - Mężczyzna przejechał po brodzie dłonią i odgarnął sterczące, niebieskie włosy.
Łzy? Czy przyjście Namidy na świat owiane było od początku żalem i smutkiem?
Ten stan, to było tak, jakby przez te siedem lat na prawdę nie żyła. Jakby z boku, nie wszystkiego będąc świadomą odgrywała rolę obserwatora. Gdybym tylko wiedziała jak ujarzmić zakamarki ludzkiego umysłu...
Wielokrotnie próbowała działać siłą woli. Myślała o swojej rodzinie, myślała o Fairy Tail. Od kąt przyznano jej miano Wróżki złożyła przysięgę, której jedynym świadkiem było jej własne sumienie. Przyrzekła sobie to... Przyrzekła sobie, że nigdy nie okryje hańbą Fairy Tail! Tymczasem od siedmiu lat "gniła" w tym cholernym łożu, a każdego dnia w jej sercu siane było nowe ziarenko nadziei. Szukała wyjścia z sytuacji, jednak rozum zdawał się podsuwać jej same nierealne pomysły. Wiara w to, że się wybudzi była dla niej jednym, wielkim znakiem zapytania. Czy podoła wyzwaniu?
Muszę sobie z tym poradzić, możliwie jak najszybciej.
Muszę sobie z tym poradzić, możliwie jak najszybciej.
Magnolia, gildia Fairy Tail.
Białowłosa piękność czyściła jeden z kufli Makarova, przy okazji gawędząc z niziutką osóbką. Drzwi gildii otwarły się, a ich próg przekroczył wysoki mężczyzna, obok którego szła młoda dziewczynka. Fernandes zrzucił z głowy kaptur czarnego płaszcza i westchnął. Spojrzał na córkę, która zrzuciła swój płaszcz. Wyczekująco wlepiała w niego ciemne oczy, ze złotawym blaskiem.
- Śmiało. - Stwierdził, posyłając córce ciepły uśmiech. Nim się obejrzał Namida odwróciła się na pięcie i popędziła do swoich rówieśników. Jellal spojrzał na Mirajane, stojącą za ladą. Uniósł kąciki ust i ruszył w jej kierunku zdecydowanym krokiem. Od paru dni dziewczyna znikała tajemniczo z gildii. Stosowała różne wymówki, takie jak krótkie misje, czy zakupy. Wczorajszego wieczora zastanawiał się nawet, czy wszystko u niej w porządku. Wtem do lady, przy której stały Mira i Levy podszedł Smoczy Zabójca.
- Wybrałaś już karzełku? - Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, potężne, umięśnione ręce, od nadgarstka po łokieć przyozdobione w piercing. Uniosła głowę i zmierzyła go piwnymi oczami. Zmarszczyła drobny nosek i zacisnęła usta w wąską kreskę. Kiwnęła głową, podając mu kartkę ze zlecaniem. Mężczyzna zarzucił na plecy starą, przedartą torbę i odwrócił się na pięcie. - Ruszaj się, nie mamy całego tygodnia. - Skwitował. Dziewczyna zacisnęła zęby w irytacji i wzięła głęboki wdech. Rany Gajeel! Nawet na wspólnej misji będzie traktował mnie jak dziecko, mimo tego, że jesteśmy niemal w tym samym wieku! Pokręciła głową, już rezygnowała z wykłócania się z nim. Ruszyła, dorównując tempa Redfoxowi.
Fernandes usiadł przy ladzie i spojrzał na Mirajane mrużąc oczy.
- Co się dzieje?
Dziewczyna stała odwrócona plecami do przyjaciela. Słysząc pytanie przełknęła głośno ślinę. Co mu miała powiedzieć? "Erza żyje, tylko od siedmiu lat jest w śpiączce!"?
- Mira, odpowiedz mi.
Odezwał się ponownie po chwili grobowej ciszy. Jego głos stał się bardziej stanowczy, zdecydowanie nabrał na pewności siebie przez jej zwlekanie z odpowiedzią. Pokręciła głową, odwróciła się przodem do mężczyzny i na jej twarzy tkwił malowany uśmiech.
- Wszystko w porządku. Ostatnio mam tylko trochę więcej na głowie, rozumiesz. Brakło nam zapasów w spiżarce, Eve prosiła, żebym wzięła do siebie Kaia bo wybywali z Elfmanem na misję, w dodatku za dwa miesiące Fantazja i chciałam zrobić wstępne plany dla Miastrza... - Przyłożyła do rumianego policzka delikatną dłoń, a Fernandes zmarszczył brwi.
- Jeśli tylko będziesz potrzebowała pomocy wystarczy jedno słowo, wiesz to. - Dziewczyna pokiwała głową. Czuła niesamowite ciepło gdzieś tam, głęboko w sercu, gdy odczuwała tą rodzinną miłość panującą w gildii. Dla Fernandesa stała się jak siostra, ba, czasami nawet określał ją mianem Anioła Stróża! Gdyby nie ta kobieta, siedem lat temu prawdopodobnie całkiem by się załamał. Dziś, dzięki jej wierze w niego mógł choć próbować normalnie żyć. Podniósł się z krzesła i już chciał podejść do tablicy ze zgłoszeniami, gdy na jego ramieniu spoczęła ciężka dłoń innego mężczyzny. Odwrócił głowę i ujrzał dobrze mu znaną twarz.
- Ohayo Jellal, Mira - Odezwał się Salamander i zajął miejsce obok niebieskowłosego. Wyłożył na ladę kartkę papieru, jakby chciał ją wbić w mebel. Fernandes zerknął na dokument po czym uniósł swe spojrzenie na mężczyznę. Dragneel zabrał dłoń z papieru, odsłaniając jego zawartość i przyglądał się wyczekująco przyjaciołom. Podpalane krawędzie, zdobne pismo, pieczątka i podpis samej głowy miasta.
Białowłosa zaczęła śledzić wzrokiem krótki tekst. Zmarszczyła brwi, patrząc na Jellala.
- Więc w Magnolii odbędzie się bal, na cześć Królowej Hisui. - Burknął z obojętnością mężczyzna. Odsunął zaproszenie i odwrócił wzrok, dłonią przeczesując niebieskie włosy.
- Hę? - Natsu wpatrywał się w przyjaciela z osłupieniem, prawdę powiedziawszy nie miał pojęcia dlaczego zareagował w ten sposób. Przecież to zwyczajny bal! Podrapał się po głowie zdezorientowany. - Co jest? - Wlepił źrenice w Mircię, jednak dziewczyna nie była ani uśmiechnięta, ani smutna. Groźnie spojrzała na Natsu, odkładając kufel i odrzuciła lekko ścierkę. Fernandes zamknął oczy. Znów...
Pamiętał jakby to było wczoraj. Czas się zatrzymał, a ludzie odstąpili im w zupełności parkietu. Muzyka w tle, choć stopniowo cichła, rozgrzewała ich zapał do wdzięcznego tańca. Przylgnęła swoim ciałem do ciała ukochanego. Dłońmi zatrzymał je na zgrabnej tali kobiety. Ona z kolei delikatnie ujęła w dłoniach jego twarz. Napotkali się spojrzeniami, wpatrywał się w jej oczy. W ciemno brązowe, pełne blasku, szczere oczy. Och, mógłby się w nich utopić! Na twarz Tytani wkradł się uśmiech, bo choć pieśń dobiegała końca to wciąż brzmiała w ich uszach, w ich sercach, przygrywając ich miłości. Mężczyzna złapał jej dłoń subtelnie, odsunął lewą nogę w tył i zrobił jeden ruch, który sprawił, że Szkarłatna wykonała pełen gracji obrót. Rozłożysta, balowa suknia zafalowała, by potem stopniowo się uspokajać. Gęste włosy, o nietypowym kolorze, upięte w eleganckim koku zaczęły puklami uciekać z wiązów. Chaotycznie ułożone, wbrew pozorom dodawały jej tylko więcej wdzięku i urody.
(...) zupełnie zatracił się w swych wspomnieniach. Pamiętał wszystko, jego umysł potrafił odtworzyć każdą pieśń, która przygrywała im wtedy do tańca, każdy wypity wtedy napój i każdy uśmiech Scarlet. Stracił kontakt z rzeczywistością, zgubiło go marzenie, aby znów przeżyć kiedyś bal. Taki sam jak tamten. Strauss wiedziała, że to zaproszenie przypomni mu o jednym z cudowniejszych dni jego życia. Jako jedyna, poza nim samym wiedziała się, że wybrał ten bal na miejsce swych oświadczyn Erzie. Plany jednak nie poszły po jego myśli, wieczór minął im w błyskawicznym tempie i ostatecznie uczynił to kilka dni później, gdy nadarzyła się do tego wspaniała okazja. Białowłosa opuściła głowę. Natsu cały czas nawijał, choć nie zdawał sobie sprawy z tego, że nikt nie jest w humorze na słuchanie go.
- W każdym razie - kontynuował uparcie - zamierzam na tym balu oświadczyć się Lucy! - Uradowany jak małe dziecko uderzył pięścią, delikatnie jak na Salamandra, w blat. Fernandes poczuł się, jakby ktoś wycelował w jego nogi strzały, z jadem paraliżującym. Mirajane przełknęła ślinę, odwracając się do przyjaciół tyłem. Mężczyzna wypuścił z płuc powoli ciepłe powietrze i uniósł kąciki ust. Spojrzał na Dragneela, który obserwował ich podejrzliwie. Wstał i poklepał go po ramieniu, jak gdyby nigdy nic. Nie zrobił mi nic złego, nie mogę wiecznie zachowywać się tak egoistycznie i cały czas rozpaczać.
- Masz już obrączkę?
Białowłosa piękność czyściła jeden z kufli Makarova, przy okazji gawędząc z niziutką osóbką. Drzwi gildii otwarły się, a ich próg przekroczył wysoki mężczyzna, obok którego szła młoda dziewczynka. Fernandes zrzucił z głowy kaptur czarnego płaszcza i westchnął. Spojrzał na córkę, która zrzuciła swój płaszcz. Wyczekująco wlepiała w niego ciemne oczy, ze złotawym blaskiem.
- Śmiało. - Stwierdził, posyłając córce ciepły uśmiech. Nim się obejrzał Namida odwróciła się na pięcie i popędziła do swoich rówieśników. Jellal spojrzał na Mirajane, stojącą za ladą. Uniósł kąciki ust i ruszył w jej kierunku zdecydowanym krokiem. Od paru dni dziewczyna znikała tajemniczo z gildii. Stosowała różne wymówki, takie jak krótkie misje, czy zakupy. Wczorajszego wieczora zastanawiał się nawet, czy wszystko u niej w porządku. Wtem do lady, przy której stały Mira i Levy podszedł Smoczy Zabójca.
- Wybrałaś już karzełku? - Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, potężne, umięśnione ręce, od nadgarstka po łokieć przyozdobione w piercing. Uniosła głowę i zmierzyła go piwnymi oczami. Zmarszczyła drobny nosek i zacisnęła usta w wąską kreskę. Kiwnęła głową, podając mu kartkę ze zlecaniem. Mężczyzna zarzucił na plecy starą, przedartą torbę i odwrócił się na pięcie. - Ruszaj się, nie mamy całego tygodnia. - Skwitował. Dziewczyna zacisnęła zęby w irytacji i wzięła głęboki wdech. Rany Gajeel! Nawet na wspólnej misji będzie traktował mnie jak dziecko, mimo tego, że jesteśmy niemal w tym samym wieku! Pokręciła głową, już rezygnowała z wykłócania się z nim. Ruszyła, dorównując tempa Redfoxowi.
Fernandes usiadł przy ladzie i spojrzał na Mirajane mrużąc oczy.
- Co się dzieje?
Dziewczyna stała odwrócona plecami do przyjaciela. Słysząc pytanie przełknęła głośno ślinę. Co mu miała powiedzieć? "Erza żyje, tylko od siedmiu lat jest w śpiączce!"?
- Mira, odpowiedz mi.
Odezwał się ponownie po chwili grobowej ciszy. Jego głos stał się bardziej stanowczy, zdecydowanie nabrał na pewności siebie przez jej zwlekanie z odpowiedzią. Pokręciła głową, odwróciła się przodem do mężczyzny i na jej twarzy tkwił malowany uśmiech.
- Wszystko w porządku. Ostatnio mam tylko trochę więcej na głowie, rozumiesz. Brakło nam zapasów w spiżarce, Eve prosiła, żebym wzięła do siebie Kaia bo wybywali z Elfmanem na misję, w dodatku za dwa miesiące Fantazja i chciałam zrobić wstępne plany dla Miastrza... - Przyłożyła do rumianego policzka delikatną dłoń, a Fernandes zmarszczył brwi.
- Jeśli tylko będziesz potrzebowała pomocy wystarczy jedno słowo, wiesz to. - Dziewczyna pokiwała głową. Czuła niesamowite ciepło gdzieś tam, głęboko w sercu, gdy odczuwała tą rodzinną miłość panującą w gildii. Dla Fernandesa stała się jak siostra, ba, czasami nawet określał ją mianem Anioła Stróża! Gdyby nie ta kobieta, siedem lat temu prawdopodobnie całkiem by się załamał. Dziś, dzięki jej wierze w niego mógł choć próbować normalnie żyć. Podniósł się z krzesła i już chciał podejść do tablicy ze zgłoszeniami, gdy na jego ramieniu spoczęła ciężka dłoń innego mężczyzny. Odwrócił głowę i ujrzał dobrze mu znaną twarz.
- Ohayo Jellal, Mira - Odezwał się Salamander i zajął miejsce obok niebieskowłosego. Wyłożył na ladę kartkę papieru, jakby chciał ją wbić w mebel. Fernandes zerknął na dokument po czym uniósł swe spojrzenie na mężczyznę. Dragneel zabrał dłoń z papieru, odsłaniając jego zawartość i przyglądał się wyczekująco przyjaciołom. Podpalane krawędzie, zdobne pismo, pieczątka i podpis samej głowy miasta.
Białowłosa zaczęła śledzić wzrokiem krótki tekst. Zmarszczyła brwi, patrząc na Jellala.
- Więc w Magnolii odbędzie się bal, na cześć Królowej Hisui. - Burknął z obojętnością mężczyzna. Odsunął zaproszenie i odwrócił wzrok, dłonią przeczesując niebieskie włosy.
- Hę? - Natsu wpatrywał się w przyjaciela z osłupieniem, prawdę powiedziawszy nie miał pojęcia dlaczego zareagował w ten sposób. Przecież to zwyczajny bal! Podrapał się po głowie zdezorientowany. - Co jest? - Wlepił źrenice w Mircię, jednak dziewczyna nie była ani uśmiechnięta, ani smutna. Groźnie spojrzała na Natsu, odkładając kufel i odrzuciła lekko ścierkę. Fernandes zamknął oczy. Znów...
Pamiętał jakby to było wczoraj. Czas się zatrzymał, a ludzie odstąpili im w zupełności parkietu. Muzyka w tle, choć stopniowo cichła, rozgrzewała ich zapał do wdzięcznego tańca. Przylgnęła swoim ciałem do ciała ukochanego. Dłońmi zatrzymał je na zgrabnej tali kobiety. Ona z kolei delikatnie ujęła w dłoniach jego twarz. Napotkali się spojrzeniami, wpatrywał się w jej oczy. W ciemno brązowe, pełne blasku, szczere oczy. Och, mógłby się w nich utopić! Na twarz Tytani wkradł się uśmiech, bo choć pieśń dobiegała końca to wciąż brzmiała w ich uszach, w ich sercach, przygrywając ich miłości. Mężczyzna złapał jej dłoń subtelnie, odsunął lewą nogę w tył i zrobił jeden ruch, który sprawił, że Szkarłatna wykonała pełen gracji obrót. Rozłożysta, balowa suknia zafalowała, by potem stopniowo się uspokajać. Gęste włosy, o nietypowym kolorze, upięte w eleganckim koku zaczęły puklami uciekać z wiązów. Chaotycznie ułożone, wbrew pozorom dodawały jej tylko więcej wdzięku i urody.
(...) zupełnie zatracił się w swych wspomnieniach. Pamiętał wszystko, jego umysł potrafił odtworzyć każdą pieśń, która przygrywała im wtedy do tańca, każdy wypity wtedy napój i każdy uśmiech Scarlet. Stracił kontakt z rzeczywistością, zgubiło go marzenie, aby znów przeżyć kiedyś bal. Taki sam jak tamten. Strauss wiedziała, że to zaproszenie przypomni mu o jednym z cudowniejszych dni jego życia. Jako jedyna, poza nim samym wiedziała się, że wybrał ten bal na miejsce swych oświadczyn Erzie. Plany jednak nie poszły po jego myśli, wieczór minął im w błyskawicznym tempie i ostatecznie uczynił to kilka dni później, gdy nadarzyła się do tego wspaniała okazja. Białowłosa opuściła głowę. Natsu cały czas nawijał, choć nie zdawał sobie sprawy z tego, że nikt nie jest w humorze na słuchanie go.
- W każdym razie - kontynuował uparcie - zamierzam na tym balu oświadczyć się Lucy! - Uradowany jak małe dziecko uderzył pięścią, delikatnie jak na Salamandra, w blat. Fernandes poczuł się, jakby ktoś wycelował w jego nogi strzały, z jadem paraliżującym. Mirajane przełknęła ślinę, odwracając się do przyjaciół tyłem. Mężczyzna wypuścił z płuc powoli ciepłe powietrze i uniósł kąciki ust. Spojrzał na Dragneela, który obserwował ich podejrzliwie. Wstał i poklepał go po ramieniu, jak gdyby nigdy nic. Nie zrobił mi nic złego, nie mogę wiecznie zachowywać się tak egoistycznie i cały czas rozpaczać.
- Masz już obrączkę?
Obrzeża Magnolii.
Słońce zaczęło zachodzić, pokrywając niebo odcieniami szkarłatu i pomarańczy. Nad wąskim strumykiem, nieopodal lasu przesiadywały dwie dziewczyny. Starsza podniosła się z trawy i stanęła za przyjaciółką. Wypuściła kuc Namidy z wiązów i uśmiechnęła się, przeczesując jej gęste włosy zgrabnymi palcami.
- Nie smuć się. - Stwierdziła, łagodnym głosem. Miała brązowe buty i kapelusz, tego samego odcieniu, typowe dla kowboja. Białą, zwiewną sukienkę przed kolana, w pasie obwiązywał sznur, bezwładnie wiszący na jej prawym boku. Ozdobiony w drewniane koraliki, które z każdym powiewem wiatru obijały się o siebie głośno. Rozdzieliła włosy młodej Fernandes na trzy, grube pukle. Każdy z tych pukli ponownie rozdzieliła na trzy, a później zaczęła zaplatać z nich warkocze.
- Znalazłam na strychu album, pełen jej zdjęć.
Wlepiła tęczówki w dużą skrzynię. Była pokryta grubą warstwą kurzu, a jej wnętrza stróżowała potężna kłódka. Musi mieć już sporo lat. Stwierdziła dziewczyna. Nachyliła się nad starą skrzynią, nabrała głęboko powietrza i dmuchnęła na przedmiot z całej siły. Pierwsza warstwa kurzu uniosła się i rozproszyła wokół niej. Zasłoniła ręką twarz, kaszląc cicho i pokręciła głową. Była tak zafascynowana ostatnimi znaleziskami na strychu, że NIC nie mogło jej powstrzymać przed zajrzeniem do wnętrza skrzyni. Wzięła do ręki sztylet, z którym się nie rozstawała i wsunęła go do kłódki. Nim zdołała uporać się z ów przedmiotem minęło sporo czasu, ale Namida nigdy nie była osobom dającą łatwo za wygraną. Uparta jak osioł, to jej cecha przewodnia. Zdecydowanie.
Zagryzła dolną wargę, a jej ciemne oczy nabawiły się blasku. Z zaciekawieniem, uśmiechnięta i pewna siebie ostrożnie otworzyła skrzynię. Wyjęła z niej suknię balową. Aksamitną w dotyku, rozłożystą suknię, która wyglądała jak nowa, mimo upływu - zapewne - wielu lat. Oniemiała z wrażenia. Jej ubiór zwykle składał się z ciemno fioletowej koszulki i czarnej spódnicy przed kolana, pod tym względem wolała skromność. Poza tym, twierdziła, że jest magiem, a nie modelką. A tu nagle znalazła elegancką suknię, która ją oczarowała. Luźne rękawki do połowy ramienia, w tali obszyta maleńkimi perełkami, które na środku rozłożystej sukni swobodnie opadały. Środek gorsetu miał wstawkę z czarnej koronki, a sama suknia była w bladych odcieniach delikatnej zieleni.
- Jest... Piękna... - Spojrzała kątem oka do skrzyni i prędko odłożyła ubranie na krzesło. Więc to nie koniec niespodzianek. Skwitowała w myślach i sięgnęła po ciężką księgę, leżącą na dnie skrzyni. Dmuchnęła w okładkę, z której rozproszył się kurz i zmarszczyła zabawnie nos. Otworzyła niepewnie pierwszą stronę, gdzie widniał napis "Album Reedus". Prędko przewróciła kartkę, a widok pierwszego malunku zabrał jej dech w piersiach. Nie dosyć, że Reedus malował zachwycająco realistycznie, to obraz przedstawiał jej matkę. Erza Scarlet, siedziała w białej koszuli i granatowej spódnicy, popijając herbatkę z filiżanki. Uśmiechnięta szczerze w kierunku cioteczki Lucy. Kolejna kartka. Przejechała dłonią po ujętej na kartce chwili. Tytania, w czarnej koszulce, złotawej spódnicy, na plaży. Całując pewnego wysokiego mężczyznę o niebieskich włosach. A pod spodem cytat, który Namida prześledziła wzrokiem.
,,Miłość przeszkadza śmierci. Miłość jest życiem. Wszystko co rozumiem, rozumiem tylko dlatego, że kocham. Wszystko tylko nią est związane." - Lew Tołstoj
Zatrzasnęła z hukiem księgę i zamknęła oczy rozdrażniona. Schowała do skrzyni suknię balową, zamknęła ją i pospieszenie zbiegła na dół, z albumem wtulonym do piersi. Szklane od łez oczy wyrażały nadzieję. Nadzieję na to, że będzie mogła zatrzymać choć cząstkę swej nieżywej matki przy sobie.
Asuka uważnie przyglądała się Namidzie, zaplatając z trzech mniejszych warkoczyków jeden, gruby i dorodny warkocz. Pogłaskała ją po policzku subtelnie, a gdy skończyła przy jej włosach, znów zajęła miejsce obok. Namida siedziała z podkulonymi nogami, otulając kolana rękami. Wpatrywała się z żalem w wodę, która raz płynęła spokojnie, by po chwili rwać jak szalona.
- Była piękną kobietą. - Skwitowała. Connell objęła ją ramionami. Namida nigdy nie zachowywała się tak, jak pozostali w jej wieku. Wyprzedzała innych rówieśników pod względem rozwoju emocjonalnego, zdecydowanie. Czasami słyszała, że tę cechę odziedziczyła po zmarłej matce. Ha! Ludzie prawie cały czas je porównywali. Szkarłatna podniosła się gwałtownie z ziemi i zacisnęła dłonie w pięści. Asuka również się podniosła, omiotła ją zdziwionym spojrzeniem.
- Chodźmy już. - Wyszeptała siedmiolatka i odwróciła się na pięcie, ruszając do gildii.
Śmierć nie rozdziela ludzi... Ona kpi, poddając nas ciężkiej próbie przetrwania...
Dodanie 2 rozdziału trwało nieco dłużej, niż w przypadku 1, poza tym, ten jest o wiele krótszy. Mam nadzieję, że Was to nie zrazi... Starałam się odrobinkę odbiec od dramatyzmu, a wybudować minimalnie więcej napięcia, ale jak to ja, Happy~Chan - spec od zawalania!
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, natomiast w najbliższym czasie chciałabym się odnieść do misji Gajeela i Levy, gdyż postaram się sprawić, żeby miała ona większe znaczenie w dalszej części.
Tfu tfu, za dużo już powiedziałam!
Jeszcze raz Was przepraszam, zawaliłam, no i krótki mocno bardzo...
jednak rozdział tworzony z serduszka z dedykacją dla Foxi. ;**